czwartek, 20 grudnia 2012

white christmas




I'm dreaming of a White Christmas
Just like the ones I used to know
Where the treetops glisten
And children listen
To hear sleigh bells in the snow

I'm dreaming of a White Christmas
With every Christmas card I write
"May your days be merry and bright
And may all your Christmases be white"

(I'm dreaming of a White Christmas
Just like the ones I used to know
Where the treetops glisten
And children listen
To hear sleigh bells in the snow)

(I'm dreaming of a White Christmas
With every Christmas card I write
"May your days be merry and bright")

"And may all your Christmases be white"

niedziela, 4 listopada 2012


Irish Language Lesson

A typical hello would go something like this: May God and
Saint Patrick and Mary and Joseph and Judas and Mother Teresa and
Padre Pio and the Archangel Gabriel and Pope John Paul II and
Lady Diana be with you.

To which one would typically reply: May God and Saint Patrick and
Mary and Joseph and Judas and Mother Teresa and Padre Pio and
the Archangel Gabriel and Pope John Paul II and Lady Diana and
Peter Cook be with you.

After that it gets more complicated.




REBECCA O'CONNOR  We'll Sing Blackbird



wtorek, 21 sierpnia 2012

Hanny Łochockiej


CHLEWIKOWA ELEGANCJA

Powiedziała raz w chlewie
świńska mama do synka:
„Czemu ludzie, ja nie wiem,
Mówią: <<BRUDNA JAK ŚWINKA?>>

            <<ŚWIŃSKIE OCZKA>>, na przykład,
            Powie ktoś. Co to znaczy?
            Czy ich barwa niezwykła?
            Spoglądają inaczej?

<<ŚWIŃSKI RYJ>> w ludzkim świecie
Pogardliwą myśl kryje.
A my wiemy, że przecież
Nic milszego niż ryjek!

            <<ŚWIŃSTWA>> komuś ktoś robi
            czy <<PODKŁADA MU ŚWINIĘ>>.
            Wypraszamy to sobie!
            To obraza jest, czy nie?

<<NIE DŁUB W NOSIE! POBRUDZISZ
NOS JAK PROSIĘ- FE, BRZYDKO!>>
Czy my mamy nos, ludzie?
W ryjek pchamy kopytko?

            Kto zły albo niechlujny,
            Zaraz miano ma ŚWINI.
            Więc my, synku, spróbujmy
            Wielkie zmiany poczynić:

Niechaj nierogacizna
Z elegancji zasłynie.
Niechaj każdy dziś przyzna,
Że wytworne są świnie.

            Nie rozpychaj swych braci,
            gdy z koryta zajadasz,
            i nie pakuj w nie racic,
            bo to przykra jest wada.

Nie wyleguj się wiecznie
z brudną, sztywną szczecinką!
Bądź układny i grzeczny,
czysty, gładki… No, synku?”

            Syn ogonek zawinął,
            kwiknął: „Pewnie, że lepsze
            zamiast zwykłą być świnią-
            eleganckim być wieprzem.

Lecz dziś, mamo, po deszczu,
przez kwadransik lub dłużej
wytarzajmy się jeszcze
w tej największej kałuży…”           


środa, 15 sierpnia 2012

z domowej biblioteczki

Ewa Szelburg-Zarembina  "Wesołe historie" z ilustracjami Jerzego Srokowskiego z 1964 r.




wtorek, 14 sierpnia 2012

na straganie BRZECHWA







Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy:

„Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze.”

„Cóż się dziwić, mój szczypiorku,
Leżę tutaj już od wtorku!”

Rzecze na to kalarepka:
„Spójrz na rzepę – ta jest krzepka!”

Groch po brzuszku rzepę klepie:
„Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?”

„Dzięki, dzięki, panie grochu,
Jakoś żyje się po trochu.

Lecz pietruszka – z tą jest gorzej:
Blada, chuda, spać nie może.”

„A to feler” -
Westchnął seler.

Burak stroni od cebuli,
A cebula doń się czuli:

„Mój Buraku, mój czerwony,
Czybyś nie chciał takiej żony?”

Burak tylko nos zatyka:
„Niech no pani prędzej zmyka,

Ja chcę żonę mieć buraczą,
Bo przy pani wszyscy płaczą.”

„A to feler” -
Westchnął seler.

Naraz słychać głos fasoli:
„Gdzie się pani tu gramoli?!”

„Nie bądź dla mnie taka wielka” -
Odpowiada jej brukselka.

„Widzieliście, jaka krewka!” -
Zaperzyła się marchewka.

„Niech rozsądzi nas kapusta!”
„Co, kapusta?! Głowa pusta?!”

A kapusta rzecze smutnie:
„Moi drodzy, po co kłótnie,

Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!”

„A to feler” -
Westchnął seler.

czwartek, 26 lipca 2012

RYCERZ KRZYKALSKI JulianTuwim





Oto rycerz Krzykalski,
  Spójrzcie, co za mina!
Zdarzyło się mu kiedyś
  Złapać Tatarzyna.

Krzyczy: „Hura! To moja
  Odwaga i męstwo!
Wróg w niewoli! Ja górą
  Odniosłem zwycięstwo!

Nieustraszony jestem,
  Więc natarłem zbrojnie!
Hura! hura! Jam pierwszy
  Śmiałek na tej wojnie!

Któż by się mógł porównać
  Z takim bohaterem?
Niech tu sam król przyjedzie
  Z największym orderem!


Dla mnie wszystkie zaszczyty!
  Dla mnie cześć i chwała!
Złapałem Tatarzyna!
  Zdobyłem trzy działa!”

Więc krzyczą mu:
  „Przyprowadź tego Tatarzyna!”
A Krzykalski: „Nie mogę,
  Bo mnie za łeb trzyma!”


         

niedziela, 22 lipca 2012

TUWIMA o Grzesiu kłamczuchu i jego cioci



- Wrzuciłeś, Grzesiu, list do skrzynki, jak prosiłam?
- List, proszę Cioci? List? Wrzuciłem, Ciociu miła!
- Nie kłamiesz Grzesiu? Lepiej przyznaj się kochanie!
- Jak Ciocię kocham, proszę Cioci, że nie kłamię!
- Oj Grzesiu, kłamiesz! Lepiej powiedz po dobroci!
- Ja miałbym kłamać? Niemożliwe, proszę Cioci!
- Wuj Leon czeka na ten list więc daj mi słowo.
- No słowo daję! I pamiętam szczegółowo:
List był do wujka Leona,
A skrzynka była czerwona,
A koperta.. no taka... tego...
Nic takiego nadzwyczajnego,
A na kopercie nazwisko
I Łódź, i ta ulica z numerem,
I pamiętam wszystko:
Ze znaczek był z Belwederem,
A jak wrzucałem ten list do skrzynki,
To przechodził tatuś Halinki,
I jeden oficer tez wrzucał,
Wysoki - wysoki,
Taki wysoki, ze jak wrzucał to kucał.
I jechała taksówka... i powóz...
I krowę prowadzili... i trąbił autobus,
I szły jakieś trzy dziewczynki,
Jak wrzucałem ten list do skrzynki...
Ciocia głową pokiwała,
Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia:
- Oj Grzesiu, Grzesiu!
Przecież ja ci wcale nie dałam
Żadnego listu do wrzucenia!...




piątek, 20 lipca 2012

100NOGA


Stonoga BRZECHWY

Mieszkała stonoga pod Białą,
Bo tak się jej podobało.
      Raz przychodzi liścik mały
              Do stonogi,
      Że proszona jest do Białej
              Na pierogi.
      Ucieszyło to stonogę,
      Więc ruszyła szybko w drogę.

  Nim zdążyła dojść do Białej,
  Nogi jej się poplątały:
  Lewa z prawą, przednia z tylną,
  Każdej nodze bardzo pilno;
  Szósta zdążyć chce za siódmą,
  Ale siódmej iść za trudno,
  No, bo przed nią stoi ósma,
  Która właśnie jakiś guz ma.
  Chciała minąć jedenastą,
  Poplątała się z piętnastą,
  A ta znów z dwudziestą piątą,
  Trzydziesta z dziewięćdziesiątą
  A druga z czterdziestą czwartą,
  Choć wcale nie było warto.
  Stanęła stonoga wśród drogi,
  Rozplątać chce sobie nogi;
  A w białej stygną pierogi!

Rozplątała pierwszą, drugą,
Z trzecią trwało bardzo długo,
Zanim doszła do trzydziestej,
Zapomniała o dwudziestej,
Przy czterdziestej już się krząta-
No a gdzie jest pięćdziesiąta?
Sześćdziesiąta nogę beszta:
-Prędzej, prędzej! A gdzie reszta?

To wszystko tak długo trwało,
Że prze ten czas całą Białą
Przemalowano na zielono,
A do Zielonej stonogi nie proszono.


środa, 30 maja 2012

i jeszcze żabka i słoń








słoń


Ten słoń nazywa się Bombi.
Ma trąbę, lecz na niej nie trąbi.
Dlaczego? Nie bądź ciekawy -
To jego prywatne sprawy.

(J. Brzechwa)

sobota, 26 maja 2012

niedziela, 20 maja 2012

CZERWONY KAPTUREK z http://pacanow.eu/czerwony-kapturek-bajka44.php

by Jan Brzechwa

 Snuj się, snuj, bajeczko!
A było tak: niedaleczko,
Właśnie tutaj, nad rzeczką,
Mieszkała wdowa z córeczką.

Córeczka, chociaż mała,
Swej matce pomagała:
Zamiatała podłogę,
Pełła grządki ubogie,
Chrust zbierała też czasem,
Bo mieszkały pod lasem,
Niosła proso dla kurek...

A zwała się, po prostu, Czerwony Kapturek.
       Widziano ją bowiem nierzadko,
       Jak krząta się przed chatką,
       W ogródku i na podwórku -
       W czerwonym kapturku.

Tak się zwała, jak się zwała,
Często w niebo spoglądała,
W modre niebo, kędy ptaki
Szybowały pośród chmurek.
       Teraz wiecie, kto to taki,
       Czerwony Kapturek.

Czerwony Kapturek:
"Nie Mruczek, nie Burek,
Nie jeż, nie ptak -
       Czerwony Kapturek
       To ja zwę się tak.
Mam warkoczyk,
Modre oczy,
       Buzię mam jak mak.
Nie Mruczek, nie Burek
Nie jeż, nie ptak -
       Czerwony Kapturek
       To ja zwę się tak.
W tej chatce, przy mamie
Mój cały świat,
       Nie psocę, nie kłamię,
       A mam siedem lat.
Nie znam troski,
Śpiewam piosnki,
       Kocham każdy kwiat.
       Pobiegnę na wzgórek,
       A las mi gra,
Czerwony Kapturek
To ja, właśnie ja!"

W lesie, stąd chyba z milę,
A może nawet nie tyle,
Mieszkała babcia Czerwonego Kapturka.
Zbierała lecznicze zioła
Rosnące dookoła,
Miała oswojonego dzięcioła,
I jeża, i wiewiórkę,
A bardzo się kochały z Czerwonym Kapturkiem.

Pewnego ranka matka rzekła do Czerwonego Kapturka:

"Był gajowy u mnie z wieczora,
Przyniósł wieści, że babcia jest chora.
Trzeba szybko jej zanieść lekarstwa.
Ja nie mogę zostawić gospodarstwa,
Muszę kota napioć,
Muszę kozę wydoić,
I przegotować mleko,
I nakwasić ogórków...
To przecież niedaleko,
Skocz do babci, Czerwony Kapturku.

W tym koszyczku jest masło i serek,
I leków różnych szereg:
       Tabletki aspiryny
       I suszone maliny,
       Proszki od bólu głowy
       I olej rycynowy,
       Kwas borny do płukania
       I maść do nacierania.
Nie trać, córeczko, czasu,
Leć do babci, do lasu.
       Idź prosto, jak ta ścieżka,
       Nie zbaczaj tylko z drogi,
       Bo tam w borze wilk mieszka,
       Wilk okrutny i srogi!
Słuchaj mojej przestrogi."

Biegnie Czerwony Kapturek,
Jak przykazała matka,
Nie zbiera ptasich piórek,
Nie zrywa nawet kwiatka.
Tu strumień, tam pagórek,
A w środku ścieżka gładka.
Biegnie Czerwony Kapturek,
Tak jak prowadzi dróżka.
Na drzewie jemiołuszka
Śpiewa głosikiem cienkim
Swoje leśne piosenki.
Gil, siedząc na jednej z osik,
Też pragnął zaśpiewać cosik
I dźwięczny wytężył głosik.

Gil:
"Piu-piu! Fiu-fiu!
       Tu gil!
Tu-tu, tu-tu,
       Tryl-tryl!
Czerwony Kaptur-tur-tur,
Uważaj, tu bór, tu bór,
Tu bór, tu las, tu lis.
Lis by cię chętnie zgryzł,
I lis, i każdy zwierz.
Śpiesz się, dziewczynko, śpiesz!
Piu-piu! Fiu-fiu!
       Tryl-tryl!
Tu-tu, tu-tu,
       Tu gil!"

Wtem, kiedy śpiew gila zmilkł,
Zatrzeszczał w pobliżu krzak,
Wilczych jagód zatrzeszczał krzak,
I zza krzaka wychylił się wilk,
I odezwał się basem tak:

"Witam cię, mój prześliczny Czerwony Kapturku,
Nie bój się moich ząbków i moich pazurków.
Oczernili mnie ludzie przed tobą,
A ja jestem niewinną osobą,
Ja wywodzę się z takich wilków,
Co nie krzywdzą nawet motylków.
Ja mięsa po prostu nie trawię,
Poprzestaję na jagodach i trawie.
A co ludzie mówią - to plotki.
Chcesz, dziewczynko, to się z tobą pobawię?
Może w kotki, a może w łaskotki
Czy w kosi-kosi-łapci?

Czerwony Kapturek:
"Panie wilku, ja idę do babci,
Babcia chora i czeka od rana..."

Wilk:
"A gdzie mieszka babunia kochana?"

Czerwony Kapturek:
"Za polaną, przy siódmym pagórku..."

Wilk:
"No to śpiesz się, Czerwony Kapturku."

Czerwony Kapturek:
"Babcia czeka od godzin już kilku.
Muszę lecieć, pa-pa, panie wilku!"

Biegnie Czerwony Kapturek,
Biegnie prosto przed siebie,
Nie ogląda jaszczurek
Ani chmurek na niebie,
Nóżkami szybko drepce
Do babci, co w izdebce
Na przyjście wnuczki czeka.

Wilk spoglądał z daleka,
Postał jeszcze z minutę
I popędził na przełaj, skrótem.
Popędził przez ostępy,
Złowrogi i podstępny,
Mknął szybko borem-lasem,
Tak podśpiewując basem:

Wilk:
"W las dam nurka
I Kapturka
       Sprytnie zmylę.
W mą pułapkę
Złapię babkę
       Już za chwilę.
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy,
Taki ze mnie wilk!

Moim wrogom
Dzisiaj srogą
       Dam nauczkę,
Bo mam chrapkę
I na babkę,
       I na wnuczkę.
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy,
Taki ze mnie wilk!

Zaszumiały drzewa żałośnie,
Zatrzęsły się dębowe żołędzie,
Zaterkotał derkacz na sośnie:

       "Co to będzie, ojej, co to będzie?
       Co to będzie, Czerwony Kapturku?!"

A wilk stanął przy siódmym pagórku,
Podwinął pod siebie ogon,
Rozejrzał się, czy nie ma nikogo,
I do babci w okienko zapukał,
Po czym schował się szybko za murek.

Babcia:
"Kto to puka? I czego tu szuka?"

Wilk:
"To ja, babciu, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama."

Babcia:
"Jakiś dziwny masz głos..."

Wilk:
"Bo mam chrypkę..."

Babcia:
"Jakiś dziwny masz głos..."
"Nie zdążyłam cię dojrzeć przez szybkę,
Chodź do okna..."

Wilk:
"Niestety nie mogę,
Bo po drodze zraniłam się w nogę,
Ledwo stoję... Ach, wpuść, babciu miła!"

No, i babcia drzwi otworzyła.

Możecie sobie, moi drodzy, wyobrazić, co się wtedy stało!
By opisać to - słów jest za mało,
Przerażenie zaciska wprost gardło.
Powiem krótko: wilczysko się wdarło
I ryknęło:

"Mam chrapkę
Na babkę!
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy!"

To rzekłszy wilk połknął staruszkę,
Tak jak wróbel połyka muszkę.

Ale kiszki wciąż grały mu marsza,
Bowiem babcia, osoba starsza,
Była koścista i chuda,
Więc mu obiad nie bardzo się udał.

Wilk:
"Brzuch mam pusty po takiej potrawie.
Przyjdzie wnuczka, to sobie poprawię.
Ale zanim ten ptaszek tu sfrunie,
Przeobrazić się muszę w babunię.
Włożę czepek staruszki na głowę,
Gdzie piżama? Jest! Proszę... Gotowe!
Teraz - hops! - pod pierzynę do łóżka...
O, lusterko! No tak... jeszcze chwilka!
Wykapana babunia-staruszka,
Niepodobna zupełnie do wilka.
Schowam łapę, bo widać pazurek.
Idzie!... Idzie Czerwony Kapturek!"

Czerwony Kapturek:
"Pobiegnę na wzgórek,
       A las mi gra,
Czerwony Kapturek
       To ja, właśnie ja...

O, już chatka babuni!
Co też dzieje się u niej?

Ucieszy się, gdy zobaczy Czerwonego Kapturka!
A to co? Na dachu wiewiórka...
Rzuca we mnie orzechy...
Może właśnie z uciechy?
Nie. Złości się jak jędza.
Po prostu mnie odpędza.

Wiewiórko, cóż to znaczy?
Witałaś mnie dawniej inaczej.
Powiem babci, dostaniesz burę..."

Wilk:
"Kto tam?"

Czerwony Kapturek:
"Ja, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama."

Wilk:
"Wejdź, kochanie..."

Czerwony Kapturek:
"Już idę, już lecę...
Babciu, może zapalić świecę?"

Wilk:
"Nie, ja wolę, kiedy jest ciemno.
Chodź, Kapturku, przywitaj się ze mną."

Czerwony Kapturek:
"Babciu, taki dziwny masz głos.
Dlaczego mówisz przez nos?"

Wilk:
"Jesteś głupia... Ugryzła mnie osa...
A zresztą... nie wtrącaj się do mego nosa."

Czerwony Kapturek:
"Babciu, dlaczego jesteś taka zła?"

Wilk:
"Boś za długo do mnie szła,
Zresztą... nie pytaj już więcej..."

Czerwony Kapturek:
"Babciu, a gdzie twoje ręce?"

Wilk:
"Pod pierzyną, bo mi marzną na zimnie,
Przestań pytać i usiądź tu przy mnie."

Czerwony Kapturek:
"Babciu... ja trochę się boję,
Bo te zęby są jakieś nie twoje..."

Wilk:
"Dobre są każde zęby,
Które prowadzą do gęby,
A że jeść tymi zębami wygodnie,
Zaraz ci udowodnię!"

To rzekłszy wilk połknął dziewuszkę,
Tak jak wróbel połyka muszkę.
Oblizał się, jęzorem mlasnął,
Wlazł pod pierzynę i zasnął,
Nie troszcząc się więcej o nic.
       Ale to, moi drodzy, nie koniec.
O, nie! Bo właśnie z dąbrowy
Szedł w tamte strony gajowy.
Posłuchał, co gil wyśpiewał,
Posłuchał, co szumią drzewa,
Potem jeszcze przybiegła wiewiórka...
       I tak się dowiedział o losie Czerwonego Kapturka.

Gajowy:
"Przez lasy, przez dąbrowy
       Wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie
       Gra i gra,
A echo niesie
       Tra-ra-ra!

Ma broń nabitą w dłoni,
Ta broń go obroni,
Niestraszny mu jest niedźwiedź zły,
Niestraszne mu są wilcze kły!

Przez lasy, przez dąbrowy
       Wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie
       Gra i gra,
A echo niesie
       Tra-ra-ra!"

Gajowy idzie, wydłuża krok,
Bo już dokoła zapada mrok,
I głos puchacza leci przez knieję.

W oddali chatka babci widnieje.
Idzie gajowy, patrzy przez szybkę...
O, tu potrzebne działanie szybkie!

Wchodzi do środka, zapałką świeci!
I cóż zobaczył? Zgadnijcie, dzieci!

Wilk pod pierzyną spokojnie chrapie,
Trzyma czerwoną czapkę w łapie,
A brzuch ma taki pękaty,
Że zajmuje nieomal pół chaty.

Gajowy mu do gardła przystawił dwururkę.

Gajowy:
"Hej, wilku bury!
Łapy do góry!
Coś zrobił z babcią i Czerwonym Kapturkiem?
Oddawaj je, bo ci szyję
Kulami przeszyję!"

Wilk:
"Ojej! Po co tyle hałasu?
Zapomniałem wrócić do lasu,
Zaspałem, bo myślałem, że to niedziela.
Błagam, niech pan nie strzela,
Litości, panie gajowy!"

Gajowy:
"O litości nie ma mowy!
Będziesz miał, wilku, nauczkę!
Oddawaj tu babcię i wnuczkę!
Liczę do trzech, a potem..."

Wilk:
"Już je oddaję z powrotem,
Tylko niech pan tę lufę odsunie...
Muszę się wytężyć maluczko...
Eech... Eech... Uuch... Masz pan babunię...
Uuch... Eech... Uuch... Razem z wnuczką!"

I wyobraźcie sobie,
Że z paszczy wyskoczyły mu obie,
Nienaruszone, a przy tym
W stanie całkiem przyzwoitym.
Babcia nawet uzdrowiona.
Czerwonego Kapturka chwyciła w ramiona
I tak się całowały, ściskały, cieszyły,
Że odzyskały zaraz i humor, i siły.
Potem się gajowemu rzuciły na szyję.

Babcia i Czerwony Kapturek:
"Niech nam pan gajowy żyje
Sto lat albo i więcej!"

Babcia:
"Cóż my możemy dać panu w podzięce?
Chyba ten kapturek z czerwonej włóczki
Na pamiątkę od mojej wnuczki."

Czerwony Kapturek:
"Świetnie! Niech go pan przymierzy!
Nawet całkiem dobrze leży,
Trochę jest może zbyt kusy..."

Babcia:
"Dodaj więc do kapturka jeszcze dwa całusy."

Gajowy był w siódmym niebie.
Okręcił babcię dookoła siebie,
Uściskał się z Czerwonym Kapturkiem,
A wilka związał bardzo mocnym sznurkiem
I zawiózł od razu prosto do Warszawy.

Oto jest koniec bajki. I koniec zabawy.
A wiecie, co z wilkiem się dzieje?

Wilk pożegnać musiał knieję
I zamieszkał w warszawskim zoo,
Gdzie mu niezbyt wesoło,
Toteż jest na wszystkich zły
I przez kraty szczerzy kły.
Nie podchodźcie do klatki za blisko,
Bo to bardzo niedobre wilczysko.

A teraz już, dzieci, koniec.
Nie pytajcie mnie więcej o nic,
Bo gdybym coś więcej wiedział,
Tobym wam sam opowiedział.