wtorek, 27 grudnia 2011
czwartek, 22 grudnia 2011
niedziela, 18 grudnia 2011
środa, 14 grudnia 2011
na ciemne wieczory Brzechwa
Ze strony: http://www.poezje.hdwao.pl/wiersz_2546-basn_o_korsarzu_palemonie_jan_brzechwa.html
Kiedy król Fafuła Czwarty
Zachorował nie na żarty,
Do doktora rzekł: Doktorze,
Nic mi widać nie pomoże,
Przeznaczenie jest nieczułe,
Przyszła kreska na Fafułę.
Muszę umrzeć - wola boża.
Niechaj zbliżą się do łoża
Królewicze i królewny,
Do nich mam interes pewny.
Przed królewskie więc oblicze
Przyszli czterej królewicze
I królewny przyszły cztery,
Tłumiąc w sercach smutek szczery.
Król powiedział: Już dogasam
Z dziećmi zostać chcę sam na sam.
Proszę wszystkich wyjść z pokoju
I zostawić nas w spokoju.
Gdy nie było już nikogo,
Król przemówił z miną srogą:
Drogie dzieci, trudna rada,
Żyć bez końca nie wypada,
Trzeba umrzeć na ostatku.
Dostaniecie po mnie w spadku
Złotych monet dziesięć garnków,
Dwieście wiosek i folwarków,
Wszystkie stada, psiarnie, stajnie,
Pola żyzne nadzwyczajnie,
Lasów obszar niezmierzony,
Wszystko, wszystko - prócz korony.
Bo korona przeznaczona
Jest dla tego, kto pokona
Kapitana Palemona.
Ma on okręt nad okręty,
Nie zwyczajny - lecz zaklęty.
Od stu lat żeglarzy płoszy,
Wszystko niszczy i pustoszy,
Kto go ujrzy choć z daleka,
Tego śmierć niechybna czeka,
Kto się za nim w pogoń puści,
Znajdzie śmierć na dnie czeluści,
Kto go schwyta i pokona,
Temu tron mój i korona!
Ledwie rzekł to król Fafuła,
Zła gorączka go zatruła,
Strasznych drgawek dostał potem
I zmarł z piątku na sobotę.
No, a już w niedzielę rano
Króla godnie pochowano.
Dzieci ojca opłakały,
Płakał z nimi naród cały,
A gdy minął rok z kawałkiem,
Zapomniano o nim całkiem.
II
Płynie okręt przez odmęty,
Nie zwyczajny - lecz zaklęty:
Pokład pusty, burta pusta,
Poprzez burtę fala chlusta,
Wicher pędzi go i nagli,
Chociaż nie ma na nim żagli.
Lecz co dzień koło południa
Pokład nagle się zaludnia:
Dźwięczą głosy, dudnią buty,
Ukazuje się z kajuty
Twarz przepita i czerwona
Kapitana Palemona...
Jego broda rozwichrzona,
Oczy ostre jak sztylety,
Dwa za pasem pistolety,
Jednym słowem - postać dzika
Kapitana - rozbójnika.
Ukazuje się załoga
Rozbójnicza i złowroga:
A więc sternik-kuternoga,
Pięćdziesięciu marynarzy,
Starszych zbójów i korsarzy,
A na końcu kucharz-Chińczyk
I kudłaty pies pekińczyk.
Gdy zaczyna szaleć burza,
Okręt w nurtach się zanurza
I na morskim dnie osiada,
Gdzie niejedna śpi armada.
To kraina niezmierzona
Kapitana Palemona.
Tam z kryształu są pałace,
Tam korsarze kończąc pracę
Odbywają uczty swoje,
Tam planują swe rozboje,
Tam chowają swe zdobycze,
Tam małżonki rozbójnicze
Śpią na skórach rozciągniętych,
Pośród złotych ryb zaklętych.
Ośmiornice straż tam pełnią,
Księżyc złotą swoją pełnią
Koralowy gaj oblewa,
W którym chór rusałek śpiewa.
Płynie okręt przez odmęty,
Nie zwyczajny - lecz zaklęty,
Z dna wypływa na powierzchnię,
A gdy tylko dzień się zmierzchnie,
Okręt wznosi się do góry
Nad obłoki i nad chmury
I zawisa niespodzianie
W lazurowym oceanie.
To kraina niezmierzona
Kapitana Palemona.
Tam gdzie mleczna biegnie droga,
Schodzi sternik-kuternoga,
I kapitan, i załoga.
Z grubej blachy księżycowej
Wykuwają pancerz nowy
I gwiazdami z firmamentu
Przybijają do okrętu.
Tam na szczycie srebrnej góry
Mieszka ptak ognistopióry,
Żeby w jego piór pożodze
Ciepło było spać załodze.
Błyskawice straż tam pełnią,
Księżyc srebrną swoją pełnią
Szmaragdowy mrok oblewa,
W którym ptak ognisty śpiewa.
III
Już w tronowej wielkiej sali
Królewicze się zebrali,
Siadły obok nich królewny
Tłumiąc w sercach smutek rzewny.
W oddaleniu, jak wypada,
Stanął rząd i dumna rada,
Stary kanclerz z twarzą czerstwą,
Poczet książąt i rycerstwo.
Z królewiczów wstał najstarszy,
Piękne czoło groźnie zmarszczy,
Słucha rząd i dumna rada,
A królewicz tak powiada:
My, waleczni królewicze,
Przez odmęty tajemnicze
Wyruszamy jutro w drogę.
Mamy okręt i załogę,
Rusznikarzy mamy dzielnych,
Dziesięć armat szybkostrzelnych,
Nurków zastęp wyćwiczony,
Broń, latawce i balony,
I latarnię czarnoksięską,
Która chronić ma przed klęską.
Siostry z nami się zabiorą,
A więc jedzie nas ośmioro.
Cały świat przewędrujemy,
Aż w kajdanach przywieziemy
Kapitana Palemona.
Sprawa jest postanowiona.
Niech tymczasem dumna rada
Mądrze państwem naszym włada,
Rząd niech pieczę ma nad ludem,
Niechaj kanclerz zbożnym trudem
Dla zwycięzcy tron zachowa,
Król to będzie czy królowa!
Całą noc i dzień bez małą
Pożegnalna uczta trwała.
Rzeką lał się miód stuletni
I bawiono się najświetniej.
A w przystani na kotwicy,
Walcząc z wichrem nawałnicy,
Stał, jak delfin rozpostarty,
Okręt Król Fafuła Czwarty.
Królewicze i królewny
Pożegnali wszystkich krewnych,
Rząd i radę pożegnali
I na okręt się udali.
Świszczą liny okrętowe
Do podróży już gotowe,
Furczą żagle, skrzypią reje,
Wyjąc - wiatr pomyślny wieje.
Płynie okręt przez odmęty
W świat nieznany, niepojęty.
Fale pienią się i ryczą,
Biją serca królewiczom,
A królewnom w tajemnicy
Śnią się morscy rozbójnicy.
IV
Mija tydzień, drugi, trzeci,
Okręt lotem wichru leci,
Niecierpliwi się załoga,
Że nie widać nigdzie wroga.
Królewicze z bezczynności
Na pokładzie grają w kości,
A królewny w swych kajutach
Robią ciepły szal na drutach.
Naraz jedna z nich powiada:
Ja bym była bardzo rada,
Gdyby postać wymarzona
Kapitana Palemona
Ukazała się w kajucie.
A ja dziwne mam przeczucie -
Rzecze druga - że z nas jedna
Z tym korsarzem się pojedna
I zostanie pokochana
Przez strasznego kapitana.
Rzecze trzecia: Jako żona
Kapitana Palemona
Jedna z nas królową będzie.
Czwarta na to: Niech przybędzie,
Niech podejmie walkę z braćmi
I odwagą wszystkich zaćmi.
Ledwie rzekły to królewny,
Runął z nieba wicher gniewny.
Porwał liny, stargał żagle,
Ciemna noc zapadła nagle,
Skotłowały się bałwany
I w ten odmęt skotłowany
Uderzyła nawałnica.
Mrok rozdarła błyskawica
I jej światło zielonkawe
Ukazało dziwną nawę,
Która w mrokach, na obłokach
W dół spuszczała się z wysoka.
Królewicze patrzą z trwogą
I zrozumieć nic nie mogą:
Płynie okręt przez odmęty,
Nie zwyczajny - lecz zaklęty,
Wicher pędzi go i nagli,
Chociaż nie ma na nim żagli,
I z daleka już dolata
Jego srebrnych blach poświata.
Rozhukały się armaty,
Biją w środek tej poświaty,
Przez latarnię czarnoksięską
Jasność sączy się zwycięsko,
Rozpryskują się pociski
Po spienionej fali śliskiej.
Odrzucono pistolety.
Królewicze przez lunety
Patrzą w ciemną dal i sami
Już kierują armatami,
Płynie okręt przez odmęty,
Nie zwyczajny - lecz zaklęty,
Niby stwór niesamowity
W zielonkawą mgłę spowity.
Pokład pusty, burta pusta,
Poprzez burtę fala chlusta,
A on płynie jak na skrzydłach
Prosto z bajki o straszydłach
W ciemność, w burzę i w zawieję
I w ciemności olbrzymieje.
Kto go ujrzy choć z daleka,
Tego śmierć niechybna czeka.
Królewicze więc od razu
Dali rozkaz. W myśl rozkazu,
By móc patrzeć w tamtą stronę,
Każdy włożył szkła zaćmione,
Szkła przedziwnie szlifowane,
Czarem snu zaczarowane.
W królewiczach zapał płonie:
Kapitanie Palemonie,
Nie bądź tchórzem, wyjdź z ukrycia,
Walcz, nie żałuj swego życia!
Ale okręt pustką zieje.
Przez odmęty, przez zawieje
Lekko mknie po fali śliskiej,
Nie trafiają weń pociski,
Maszt nietknięty w górze sterczy,
I jedynie śmiech szyderczy,
Straszliwego kapitana
Dźwięczy w wichrach i bałwanach.
V
Z królewiczów jeden rzecze:
Na nic kule, na nic miecze.
Kapitana Palemona
Oręż zwykły nie pokona.
A to dla nas kwestia tronu!
Wsiądźmy razem do balonu,
Wieje właśnie wiatr północny,
Wiatr ten będzie nam pomocny.
Napadniemy okręt wraży,
Uderzymy na korsarzy
Granatami, latawcami,
Nie poradzą sobie z nami!
Projekt został wnet przyjęty:
Balon wzniósł się nad odmęty,
Wicher pognał go przed siebie
I pogrążył w mrocznym niebie.
Lecą dzielni królewicze
W dale mgliste i zwodnicze.
Zimny wiatr napełnia płuca,
Balon szarpie i podrzuca,
I nad wrogi niesie statek.
Dobywając sił ostatek,
Królewicze w jednej chwili
Na piratów uderzyli.
Przebiegają pokład żwawo,
Patrzą w lewo, patrzą w prawo:
Pokład pusty, burta pusta,
Poprzez burtę fala chlusta.
Z kim tu walczyć? Gdzie załoga?
Na okręcie nie ma wroga!
I okrętu nie ma wcale,
Jeno płynie poprzez fale
Księżycowa mgła zielona,
Której oręż nie pokona.
Królewicze byli wściekli,
Że w tę mgłę się przyoblekli
I że wiatr ich niesie żwawo
Z tą zaklętą, dziwną nawą.
Ale już koło południa
Nawa nagle się zaludnia.
Ukazuje się załoga
Rozbójnicza i złowroga:
A więc sternik-kuternoga,
Pięćdziesięciu marynarzy,
Strasznych zbójów i korsarzy,
A na końcu kucharz-Chińczyk
I kudłaty pies pekińczyk.
Nie ma tylko kapitana.
Cóż za sprawa niezbadana?
Gdzie przebywasz? W jakiej stronie,
Kapitanie Palemonie?
Przybliżyli się korsarze,
Królewiczom patrzą w twarze.
Co za jedni? Skąd się wzięli?
Czy zjawili się z topieli?
Szczerzy zęby kucharz-Chińczyk,
Obwąchuje ich pekińczyk,
Każdy milczy, każdy czeka,
Nawet pies - i ten nie szczeka.
Nagle sternik śmiechem parska,
Parska śmiechem brać korsarska,
Aż za brzuch się trzyma kucharz,
Nawet pies ze śmiechu spuchł aż.
Wreszcie sternik tak powiada:
Jest to zwykła maskarada!
Myśmy rząd i dumna rada.
Król Fafuła w testamencie
Zlecił takie przedsięwzięcie,
By wybadać wasze męstwo.
Osiągneliście zwycięstwo
I pochwały, i zdobycze,
Wielce dzielni królewicze.
Właśnie są królewny cztery,
Które mają zamiar szczery
Ofiarować wam swe trony,
Wybór jest postanowiony.
Cztery statki stoją w porcie -
Z wygodami i w komforcie
Do swych królestw pojedziecie,
By zasłynąć w całym świecie!
Tak już czeka lud stęskniony,
Złote berła i korony.
Gdy to sternik rzekł, korsarze
Odmienili swoje twarze,
Zdjęli wąsy, zdjęli brody
I wrzucili je do wody.
Królewicze są jak we śnie:
Spoglądają jednocześnie
Na sternika, co zamierza
Przeistoczyć się w kanclerza,
Przyglądają się obliczom
Dobrze znanym królewiczom,
Członków rady obejmują,
Z ministrami się całują.
Zaraz kanclerz na okręcie
Wydał na ich cześć przyjęcie
I rzekł żartem w swej przemowie:
Czterech królów piję zdrowie:
Karowego, Kierowego,
Pikowego, Treflowego.
Zmarły król Fafuła Czwarty
Bardzo lubił zagrać w karty.
Uczta była znakomita,
Każdy najadł się do syta,
Rzeką lał się miód stuletni
I bawiono się najświetniej.
VI
A w kajutach swych królewny
Rozważają los niepewny:
Odlecieli królewicze
W dale mroczne i zwodnicze,
Może już nie żyją, może
Powpadali wszyscy w morze?
A tu przyjdą rozbójnicy,
Tacy straszni, tacy dzicy,
I królewny uprowadzą,
I do ciemnych lochów wsadzą.
Jak się bronić przed tą zgrają?
Gdy tak smutnie rozmyślają,
Nagle drzwi się otwierają,
Wchodzi młodzian bardzo zgrabny,
Bardzo młody i powabny,
I królewnom ukłon składa.
Żadna z nich nie odpowiada,
Jednocześnie wszystkie zbladły
I jak stały, tak usiadły.
Wyciągają drżące dłonie:
Nie zabijaj, Palemonie!
Młodzian znowu ukłon składa,
Po czym śmiejąc się powiada
Wprost bez żadnej ceremonii:
Jam jest władcą Palemonii,
Król Palemon, proszę bardzo,
Niechaj panie mną nie gardzą,
Łagodnego jestem serca
I nikogo nie uśmiercam.
A historia o piracie
To jest bajka, czy ją znacie?
Choć to bajka nieprawdziwa -
Sens ukryty w bajce bywa.
Zapłoniły się królewny
Tłumiąc w sercach smutek rzewny:
Wymarzyły w snach pirata,
A tu król jest! Taka strata.
Los niekiedy figle płata.
Król Palemon się przywitał,
Siadł, o zdrowie grzecznie pytał
I rozwodził się nad statkiem,
I rozglądał się ukradkiem.
Trzy królewny były cudne:
Zgrabne, gładkie, białe, schludne,
Czwartej zaś los figla spłatał:
Czwarta była piegowata,
Niepozorna i brzydula.
Uśmiechnęła się do króla.
A ślicznotki trwały dumnie.
Brzyduleńko, zbliż się ku mnie -
Rzecze król Palemon czule. -
Chcę za żonę mieć brzydulę!
A ślicznotki klaszczą w dłonie:
Świetnie, królu Palemonie!
Choć siostrzyczka nie jest ładna,
Ale dobra tak jak żadna.
Niezrównana będzie żona
I królowa wymarzona!
Ucałował król brzydulę,
Pierścień dał, co miał w szkatule -
Bo tak zawsze robią króle.
VII
Połączono dwa okręty:
Ten zwyczajny i zaklęty.
Wszyscy są już na pokładzie,
Stoi rząd przy dumnej radzie,
Królewicze i królewny,
Król Palemon, poczet krewnych,
Nawet stary kucharz-Chińczyk
I kudłaty pies pekińczyk.
Gdy skończyła się parada,
Wyszedł kanclerz i powiada:
Król Fafuła w testamencie
Zlecił taki przedsięwzięcie,
Że korona przeznaczona
Jest dla tego, kto pokona
Kapitana Palemona.
Pokonała go królewna,
A więc rzecz jest całkiem pewna,
Że jej miejsce jest na tronie
Przy małżonku Palemonie.
Zaraz kanclerz na okręcie
Wydał na ich cześć przyjęcie
I rzekł żartem w swej przemowie:
Czterech dam wypijmy zdrowie:
Bo to jasne jest, że mamy
Na pokładzie cztery damy:
Jest Kierowa, jest Karowa,
I Pikowa, i Treflowa.
Zmarły król Fafuła Czwarty
Bardzo lubił zagrać w karty!
Uczta była znakomita:
Każdy najadł się do syta,
Rzeką lał się miód stuletni
I bawiono się najświetniej.
Choć to bajka nieprawdziwa -
Sens ukryty w bajce bywa.
piątek, 9 grudnia 2011
środa, 7 grudnia 2011
wtorek, 29 listopada 2011
niedziela, 20 listopada 2011
końcówka
koniec się zbliża już tylko przez tydzień zapraszamy
szczecińskie muzeum techniki i komunikacji zajezdnia sztuki
szczecińskie muzeum techniki i komunikacji zajezdnia sztuki
poniedziałek, 7 listopada 2011
poniedziałek, 31 października 2011
niedziela, 30 października 2011
KrÓLoWa BaŁaGaniAra Doroty Gellner ze strony http://anoka.deviantart.com/journal/m-oacute-j-ulubiony-wiersz-z-dzieci-amp-324-stwa-235791413
Za siódmą górą stał zamek stary -
zamek królowej Bałaganiary.
W zamku okropny był nieporządek:
zwalona wieża, ogród bez grządek.
Kwiaty sadzono w kącie kredensu.
Wszystko bez ładu, wszystko bez sensu!
Ciągle tam słychać było okrzyki:
- Gdzie są królowej nowe kolczyki?
Gdzie suknia nowa? Suknia na drzewie,
ale dlaczego? Tego nikt nie wie.
- Gdzie są klejnoty? - Gdzie jest korona?
A królowa zamyślona, a królowa roztrzepana
od wieczora aż do rana tak wołała do swych dam:
- Ja nic nie wiem! Co mi tam!
Każdy biegał rad nie rad,
damy dworu, rycerz, kat.
Każdy jęczał cały dzień,
a najbardziej chyba Cień.
Bardzo wierny czarny Cień,
wierny w nocy, wierny w dzień.
Po pałacu wraz z królową zawsze chodził.
Daje słowo! Po ogrodzie, po krużgankach
od wieczora aż do ranka.
Lecz ostatnio nieboraczek,
coraz częściej chlipie, płacze
i tak mówi:
- Królowa nigdy nie ma grzebienia,
nie czesze włosów swoich i Cienia.
A gdy ją pyta któraś z dam:
- Gdzie grzebień?
mówi:
- Co mi tam!
Butów królowa nigdy nie wiąże,
nie robi kokard z długich wstążek,
wciąż się coś za nią ciągnie, wlecze...
a to na cieniu widać przecież!
Wśród róż królowa na skróty chodzi
a mnie to kłuje, a mnie to szkodzi!
Królowo, ścieżką trzeba chodzić.
- A co mi tam! Co mnie to obchodzi!
Aż wreszcie nadszedł taki dzień,
że od królowej uciekł Cień.
Uciekł z pałacu, no i już,
i usnął koło klombu róż.
A w pałacu w sądny dzień.
- Gdzie jest Cień? Królewski Cień?
Królowa krzyczy tak do kata:
- Kacie! Złotego dam dukata!
Mów - nie widziałeś mego Cienia?
Możeś go wtrącił do więzienia?
Może w ciemnicy lub na wieży
mój Cień nieszczęsny cicho leży?
Po kraju rozesłano gońców.
Szukają w cieniu, szukają w słońcu.
Tamci z zapałem, ci od niechcenia,
lecz nigdzie, nigdzie nie ma Cienia.
A królową boli głowa.
Na dwór wyszła więc królowa,
by zaczerpnąć wreszcie tchu.
Chodzi tam i chodzi tu...
Już gwiazdy błyszczą ponad zamkiem,
zaspany duch sunie krużgankiem,
a tuż przy klombie, pod krzakiem róż
czarny Cień siedzi.
Zbudził się już i smutno, i najsmutniej
gra coś na cieniu lutni.
Królowa woła: - Cieniu wróć!
I załamuje ręce.
- Nie chcę być sama!
Wracaj więc do zamku jak najprędzej!
Cień mają przecież wszyscy wokoło:
kwiaty, drzewa i liście,
i dama dworu w krynolinie
swój cień ma oczywiście.
Cień ma pasterka, rycerz, kat
a nie ma go królowa?!
Ach, Cieniu, wróć! Pod krzakiem róż,
już dłużej się nie chowaj!
Uczeszę włosy i ty też,
zawiąże wstążki, jeśli chcesz
i pobiegniemy znów po schodach!
Cień myślał, myślał i rzekł:
- Zgoda.
I w pałacu dziś od rana
już królowa uczesana
złotą szczotką i grzebieniem,
Cień czesany szczotki cieniem
podskakuje, śpiewa ciągle.
Nic się za nim już nie ciągnie,
zawiązane ma bucki,
świeżą suknię, dwa kolczyki..
- Ej, królowo, a klejnoty?
- Leżą w skrzyni, oczywiście!
A Cień śmieje się cieniście.
zamek królowej Bałaganiary.
W zamku okropny był nieporządek:
zwalona wieża, ogród bez grządek.
Kwiaty sadzono w kącie kredensu.
Wszystko bez ładu, wszystko bez sensu!
Ciągle tam słychać było okrzyki:
- Gdzie są królowej nowe kolczyki?
Gdzie suknia nowa? Suknia na drzewie,
ale dlaczego? Tego nikt nie wie.
- Gdzie są klejnoty? - Gdzie jest korona?
A królowa zamyślona, a królowa roztrzepana
od wieczora aż do rana tak wołała do swych dam:
- Ja nic nie wiem! Co mi tam!
Każdy biegał rad nie rad,
damy dworu, rycerz, kat.
Każdy jęczał cały dzień,
a najbardziej chyba Cień.
Bardzo wierny czarny Cień,
wierny w nocy, wierny w dzień.
Po pałacu wraz z królową zawsze chodził.
Daje słowo! Po ogrodzie, po krużgankach
od wieczora aż do ranka.
Lecz ostatnio nieboraczek,
coraz częściej chlipie, płacze
i tak mówi:
- Królowa nigdy nie ma grzebienia,
nie czesze włosów swoich i Cienia.
A gdy ją pyta któraś z dam:
- Gdzie grzebień?
mówi:
- Co mi tam!
Butów królowa nigdy nie wiąże,
nie robi kokard z długich wstążek,
wciąż się coś za nią ciągnie, wlecze...
a to na cieniu widać przecież!
Wśród róż królowa na skróty chodzi
a mnie to kłuje, a mnie to szkodzi!
Królowo, ścieżką trzeba chodzić.
- A co mi tam! Co mnie to obchodzi!
Aż wreszcie nadszedł taki dzień,
że od królowej uciekł Cień.
Uciekł z pałacu, no i już,
i usnął koło klombu róż.
A w pałacu w sądny dzień.
- Gdzie jest Cień? Królewski Cień?
Królowa krzyczy tak do kata:
- Kacie! Złotego dam dukata!
Mów - nie widziałeś mego Cienia?
Możeś go wtrącił do więzienia?
Może w ciemnicy lub na wieży
mój Cień nieszczęsny cicho leży?
Po kraju rozesłano gońców.
Szukają w cieniu, szukają w słońcu.
Tamci z zapałem, ci od niechcenia,
lecz nigdzie, nigdzie nie ma Cienia.
A królową boli głowa.
Na dwór wyszła więc królowa,
by zaczerpnąć wreszcie tchu.
Chodzi tam i chodzi tu...
Już gwiazdy błyszczą ponad zamkiem,
zaspany duch sunie krużgankiem,
a tuż przy klombie, pod krzakiem róż
czarny Cień siedzi.
Zbudził się już i smutno, i najsmutniej
gra coś na cieniu lutni.
Królowa woła: - Cieniu wróć!
I załamuje ręce.
- Nie chcę być sama!
Wracaj więc do zamku jak najprędzej!
Cień mają przecież wszyscy wokoło:
kwiaty, drzewa i liście,
i dama dworu w krynolinie
swój cień ma oczywiście.
Cień ma pasterka, rycerz, kat
a nie ma go królowa?!
Ach, Cieniu, wróć! Pod krzakiem róż,
już dłużej się nie chowaj!
Uczeszę włosy i ty też,
zawiąże wstążki, jeśli chcesz
i pobiegniemy znów po schodach!
Cień myślał, myślał i rzekł:
- Zgoda.
I w pałacu dziś od rana
już królowa uczesana
złotą szczotką i grzebieniem,
Cień czesany szczotki cieniem
podskakuje, śpiewa ciągle.
Nic się za nim już nie ciągnie,
zawiązane ma bucki,
świeżą suknię, dwa kolczyki..
- Ej, królowo, a klejnoty?
- Leżą w skrzyni, oczywiście!
A Cień śmieje się cieniście.
wtorek, 25 października 2011
czwartek, 6 października 2011
a na koniec jak już będzie po wszystkim przyjdzie serwis sprzątający i usunie wszystko co niepotrzebne i będzie to tak jakbyśmy skądś ją znali tylko nie wiedzieli skąd i czy to nie pomyłka- to nieodparte skojarzenie...i w końcu sobie przypomnimy że to z "rodziny odrzutowskich"
niedziela, 2 października 2011
poniedziałek, 19 września 2011
czwartek, 18 sierpnia 2011
o KOPCIUSZKU z http://bajkidladzieci.net/kopciuszek.php
tekst ze strony http://bajkidladzieci.net/kopciuszek.php o KOPCIUSZKU
plus OBRAZOWANIE
kopciuszek
JAN BRZECHWA
plus OBRAZOWANIE
kopciuszek
JAN BRZECHWA
Sąsiadka: To ja pukam, kochanie, Jestem waszą sąsiadką, Lecz bywam tu bardzo rzadko, Więc nie widziałaś mnie jeszcze. Słuchaj, dziecko, pokrótce się streszczę: Jestem stara, lecz byłam młoda, I młodości mi twojej szkoda. Nie masz matki, masz złą Macochę, O tym wszystkim słyszałam trochę. Chcę spełnić marzenia twoje, Pożyczę ci moje stroje, Złoty pierścień i złoty szal, Pantofelki ze złotego atłasu... Pojedziesz do Króla na bal. Spiesz się, dziecko, i nie trać czasu. Masz tu jeszcze mydełko pachnące, Kto się umyje nim - jaśniejszy jest niż słońce. Spiesz się, dziecko, będziesz czysta i gładka, Nie zostanie śladu z Kopciuszka. Kopciuszek: Chyba śnię... Pani nie jest sąsiadka, Pani pewno jest dobra wróżka? Sąsiadka: Wróżka musi być młoda, jeśli w ogóle wróżka bywa. A ja jestem stara i siwa. Zmyj szybko popiół i sadze I rób wszystko tak, jak ci radzę. Zasznuruję ci teraz staniczek... Nie zapomnij też wziąć rękawiczek. Kopciuszek: Ach, jak pięknie, jak pięknie, mój Boże! Sąsiadka: Jeszcze pierścień na palec ci włożę, Włosy upnę... poprawię sukienkę... Kopciuszek: To sen chyba... Sąsiadka: A szal weź na rękę. Chodź... Pojedziesz moją karocą, Lecz pamiętaj: wróć przed północą, Ten warunek musisz spełnić dokładnie, Bo inaczej wszystko przepadnie, Wszystko pryśnie, a zostanie niewiele: Brudne łachy i groch w popiele, Więc powtarzam... Kopciuszek: Ach, nie ma po co! Wiem, że wrócić mam przed północą. Dzięki... dzięki... Jestem taka szczęśliwa... Sąsiadka: A pamiętaj, że wróżek nie bywa. Idź już, dziecko, karoca czeka. Ja popatrzę tylko z daleka. Ochmistrz: Jego Królewska Mość Nadchodzi wraz z Królewiczem, Każdy przybyły gość Ma przejść przed ich obliczem. Każda z młodych dziewoi Ma skłonić się, jak przystoi. Do której Królewicz wyciągnie dłoń, Niech ta dziewoja się zbliży doń I niechaj w krótkim słowie O sobie mu opowie. Proszę więc wszystkie damy Iść za mną... Zaczynamy... Haneczka: Spójrz mamo... Wchodzi po schodach Jakaś Księżniczka młoda... Głos męski: Kto to? Co za uroda! Jakie ma ręce, szyję... Głos kobiecy: Blask jaki od niej bije! Głos męski: Księżniczka czy królewna? Głos kobiecy: Królewna! Jestem pewna! Kasieńka: Mamo... Macocha: No co, Kasieńko? Kasieńka: Jak ona stąpa miękko. Jak lekko... Daję słowo... Głos męski: Ciszej, Bo nic nie słyszę! Głos kobiecy: Królewicz skinął głową... Głos męski: Królewicz się uśmiechnął... Głos kobiecy: Królewicz patrzy wkoło... Głos męski: Królewicz zmarszczył czoło... Głos kobiecy: Ciszej, Bo nic nie słyszę! Głos męski: Ochmistrz damy przedstawia, Imię każdej wymawia... Ochmistrz: Panna Adela ze Srebrnego Strumyka, Szlachcianka Fryderyka, Panna Anna, córka Złotnika, Panna Jola spod Mądralina, Córka wdowy, panna Katarzyna, Hrabianka Klementyna, Panna Alina, córka Dworzanina, Kasztelanka Helena, Księżniczka Telimena, Dwie panny Doroty: Jedna - córka Starosty, druga - Dowódcy Floty. A to... panna nieznana w mieście, Która w skromności niewieściej Nie zdradza i nie wymienia Imienia ni pochodzenia. Głos I: Jaka piękna! Głos II: Przyjrzyjcie się jej włosom i oczom! Głos III: Panowie, tak nie można! Głos IV: Niech panie się nie tłoczą! Przed tronem zrobił się zator, Więc głos teraz ponownie zabierze Narrator. Powiem wam, moi drodzy, do uszka, Że w pannie bezimiennej poznałem Kopciuszka. A królewicz się nagle zapłonił, Z tronu powstał i dwornie się skłonił, I wyciągnął do niej ręce swe obie Prosząc, by mu coś więcej powiedziała o sobie. Dziewczyna dumnie wzniosła czoło blade I zamiast mówić, taką zaśpiewała balladę: Ballada Kopciuszka: Jechał Królewicz królewską drogą, Spotkał na drodze pannę ubogą, Był miesiąc maj, Szumiał gaj... Miała we włosach kwiatek niebieski, "Czy mnie poznajesz? Jam syn królewski." Był miesiąc maj, Szumiał gaj... "A jam sierota z biednego domu, Taka się przecież nie zda nikomu." Był miesiąc maj, Szumiał gaj... Rzecze Królewicz: "Piękne masz liczko, Ale nie przyszłaś na świat księżniczką." Był miesiąc maj, Szumiał gaj... "Więc cię za żonę pojąć nie mogę" - I każde w inną ruszyło drogę. Był miesiąc maj, Szumiał gaj... Królewicz: To nieprawda! Ballada kłamie! Pozwól, że podam ci ramię. Choćbyś była sierotą biedną, Z tobą tańczyć chcę, z tobą jedną! Głos męski: Królewicz tańczy... To wprost nie do wiary... Nie ma chyba wdzięczniejszej pary! Głos kobiecy: Wszyscy tańczyć przestali, Oni dwoje zostali na sali. Królewicz: Jesteś piękna, i lekka, i zwiewna Jak z bajki wyśniona Królewna... Kopciuszek: Królewiczu, to tylko złudzenie... Królewicz: Nie złudzenie, lecz olśnienie! Już uczuć mych nie odmienię, Za twe serce dziewczęce Wszystko dam i poświęcę, Ciebie mieć pragnę za żonę, Na twe skronie włożę koronę. Kopciuszek: Królewiczu, to szczęście i zaszczyt, Każda panna się na to połaszczy. Ale ja muszę wracać do miasta, Bo już północ bije... Dwunasta! Nie mam chwili do stracenia. Królewiczu, do widzenia, Wypuść mą dłoń ze swej dłoni... Królewicz: Nie uciekaj! Zaczekaj! Dworzanie! Zatrzymajcie ją! A kto ją dogoni, Złoty pierścień ode mnie dostanie! Głos I: Prędzej... Prędzej...! Głos II: Rozsuńcie się, panie! Głos III: Lećmy tędy... Głos IV: Już zbiega po chodach... Głos V: Znikła... Głos VI: Nie ma jej... Głos VII: A to szkoda... Ochmistrz: Pantofelek zgubiła na schodach! Głos I: Pantofelek... Głos II: Zgubiła... Głos III: Zgubiła... Ochmistrz: To sprawa nader zawiła, Bo Królewicz w rozpaczy się miota. Głos I: Pantofelek... Głos II: Pantofelek ze złota... Głos: Posłuchajmy, co herold obwieszcza! Herold: Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan Król Jegomość kieruje orędzie: "Straż Królewska poszukiwać ma wszędzie, A gdy znajdzie się właścicielka Złotego pantofelka, W otoczeniu dam i rycerzy Do pałacu ją sprowadzić należy." Gdy ta wieść się rozeszła po mieście, Panien chyba ze dwieście Czekało, proszę mi wierzyć, By złoty pantofelek przymierzyć. A królewscy strażnicy Chodzili od ulicy do ulicy, Chodzili od domu do domu I nic nie mówiąc nikomu Szukali, gdzie ta nóżka niewielka, Która do złotego pasuje pantofelka. Przyszli wreszcie do mieszkania Macochy. A córeczki w jedwabne pończochy Stopy swoje przystroiły I w złoty pantofelek pchają z całej siły. Lecz na nic to się nie zdało, Bo wybranka Królewicza miała stopkę bardzo małą. Strażnicy ruszają dalej, Przy kuchni się zatrzymali, A Macocha się złości, Aż jej oczy migocą, Nie chce przepuścić gości. Macocha: Wchodzić tam nie ma po co. Jest tam domowa służka, Nosi miano Kopciuszka. Strażnik: Czy to służka, czy szlachcianka bez skazy, My spełniamy królewskie rozkazy. Musimy wejść i do służki, Pantofelek przymierzyć do nóżki. Pokaż, miła panienko, Czy masz stopkę maleńką. Kopciuszek: Jam, panowie, sierota, Gdzie do mnie pantofelek ze złota? Strażnik: Nie możemy ci, panienko, wierzyć, Musimy pantofelek przymierzyć... A to ci niespodzianka! Więc to ty jesteś królewska wybranka! Pantofelek leży, jak ulał! Pójdziesz z nami, panienko, do Króla! Haneczka: Mamo, ja się chyba zabiję! Kasieńka: Mamo, ja tego nie przeżyję! Macocha: Świat się kończy, daję słowo, Nasz Kopciuszek zostanie Królową! Ochmistrz: Jego Królewska Mość Wszem i wobec obwieszcza, Tym z bliska i tym z daleka... Królewicz: Niech Pan Ochmistrz się streszcza, Bo ślubny orszak już czeka. Ochmistrz: Dobrze, powiem więc krótko: Nadszedł kres wszystkim smutkom, Jesteśmy uszczęśliwieni, Że nasz Królewicz się żeni! Król nasz wyprawia wesele huczne, A was wszystkich zaprasza na ucztę! Głos I: Młoda para niech żyje! Głos II: Niech żyje! Haneczka: Mamo, ja się chyba zabiję... Macocha: Świat się kończy, daję słowo... Nasz Kopciuszek zostanie Królową! Kopciuszek: Pobłogosław mnie, pani matko, Bo za chwilę już będę mężatką. Nie gniewajcie się na mnie, siostrzyczki, Podaruję wam złote trzewiczki I z obu was uczynię Królewskie ochmistrzynie. Królewicz: Spiesz się, spiesz, mój kwiatuszku, Nie ma czasu, niestety, Trzeba zamknąć drzwi od karety I w ten sposób zakończyć bajkę o Kopciuszku. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)